Dzieci i narkotyki. Coraz większy problem

Dzieci i narkotyki. Coraz większy problem

Coraz częściej to nie licealiści, a dzieci ze szkół podstawowych trafiają na oddziały toksykologii. Substancje – często nieznanego pochodzenia – rozprowadzane są na szkolnych korytarzach jak cukierki. Nauczyciele, ratownicy i terapeuci mówią jednym głosem: nie nadążamy za skalą problemu. A policja przyznaje – dziś nie wiadomo, co dzieci “biorą”.  

Skala problemu z roku na rok jest coraz większa i dotyka coraz młodszych. 

- To są już trzynastolatkowie, u których można śmiało stwierdzić pełnoobjawowe uzależnienie, więc niestety to się dzieje - przyznaje Daniel Otto, dyrektor Stowarzyszenia Monar Centrum Wsparcia Psychicznego dla Dzieci i Młodzieży w Pile. 

Dzieje się w domach, poza nim, ale też coraz częściej w szkole. Teraz środki psychoaktywne powodują inne reakcje w organizmie. Zmiany nastroju czy zachowania, a nawet reakcja źrenic w oczach nie jest tak oczywista.   

- Nawet dorośli, którzy kiedyś w historii mieli jakiś kontakt z narkotykami, nie zdają sobie sprawy z tego, w jaki sposób dzisiejsze narkotyki wpływają na ośrodkowy układ nerwowy. One są znacząco silniejsze i mają też znacząco wyższy potencjał uzależniający - dodaje Daniel Otto. 

Wachlarz dostępnych używek też się powiększa. A środki psychoaktywne stają się coraz tańsze i coraz bardziej dostępne. Użytkownicy sami nie do końca wiedzą, co zażywają, palą, wciągają...  

- Same dzieci nie wiedzą dokładnie. Nazywają to kryształem, nazywają to kamieniem - mówi terapeuta. 

To są głównie stymulanty. To będzie mefedron, to będzie klefedron, to będą wszystkie pochodne, które są produkowane gdzieś w garażach, w jakichś takich nielaboratoryjnych miejscach, co też powoduje to, że one są bardzo mocno zanieczyszczone. Nie dają takich objawów jak używane 10 czy 20 lat temu marihuana, amfetamina czy tabletki ekstasy.  

- Najczęściej teraz mamy do czynienia z nowymi substancjami - potwierdza policja. 

Sygnały na policję docierają z różnych źródeł. Rzadko od nauczycieli.  

- W ubiegłym roku funkcjonariusze Zespołu Prewencji Kryminalnej Nieletnich i Patologii ujawnili 130 czynów zabronionych, polegających właśnie na tym, że osoby nieletnie posiadały narkotyki. W pierwszym kwartale tego roku takich sytuacji było już 36 - mówi mł. asp. Wojciech Zeszot, rzecznik prasowy pilskiej policji. 

Część tych historii kończy się poważnym zatruciem i leczeniem szpitalnym. Medycy często też mają związane ręce podczas udzielania pierwszej pomocy...  

- W momencie, gdy nie wiemy, co tak naprawdę jest przyczyną, staramy się po prostu działać na te objawy, które widzimy, natomiast docelowo takie działanie może być mniej skuteczne, niż gdybyśmy wiedzieli, co było przyczyną tego zatrucia - tłumaczy Szymon Kozłowski, ratownik medyczny.

Choć rzadziej to wciąż zdarzają się tragiczne zakończenia. 

- Rodzice, nauczyciele, czy my jesteśmy w ogóle świadomi tego problemu, że młodzież tak naprawdę ma na wyciągnięcie ręki dostęp do narkotyków? My, jako dorośli, powinniśmy też sobie zadać pytanie, jak tym dzieciakom pomagać, bo to jest najważniejsze chyba w tym wszystkim, być z nimi - przekonuje Mariusz Wesołowski, nauczyciel i instruktor pierwszej pomocy. 

Potrzebują kontaktu i rozmowy. To podstawa - przyznają terapeuci. Tuszowanie tego zjawiska przez szkoły tylko pogarsza sytuację.  

- Szkoła, rodzice, kto jest winny? Nikt nie jest winny, my powinniśmy wszyscy wziąć odpowiedzialność za to młode pokolenie. I szkoła, i rodzice. Teraz jest nieustanna walka między rodzicami, a szkołą. Zakopmy ten topór wojenny, zacznijmy pracować razem na rzecz młodych ludzi, bo oni potrzebują rzeczywiście i szkoły, i rodziców - dodaje nauczyciel. Bo zdaniem pedagoga przyczyną ucieczki w odmienne stany świadomości jest najczęściej dojmujące poczucie samotności.  

Komentarze

Funkcja dodania komentarzy pod tym artykułem jest wyłączona. Napisz do nas jeżeli chcesz wypowiedzieć się na ten temat.