Nowy rok szkolny rozpoczął się także akcją protestacyjną nauczycieli. Część z nich pojechała do Warszawy pod siedzibę Ministerstwa Edukacji Narodowej. Nauczyciele żądają wyższych płac i wprowadzenia obiecanych zmian w edukacji.
- Na razie ostrzegamy i wyrażamy swoje niezadowolenie... - tak mówili nauczyciele w stolicy.Przed siedzibą MEN manifestowali 1 września. Nauczyciele chcą wprowadzenia obiecanych im zmian.
- Jesteśmy zawiedzeni działalnością rządu. Wydawało nam się, że wszystkie korzystne zmiany będą wprowadzone 1 września, a tak się nie stało. A walczymy o prestiż zawodu, o ochronę prawną dla nauczycieli. Mamy na dzisiaj około 20 tys. wakatów. Praca ta nie jest atrakcyjna dla młodych ludzi - mówi Małgorzata Wucens, przewodnicząca pilskiego oddziału ZNP.
Czarę goryczy przelała tegoroczna 5% podwyżka zamiast 15%. Nauczyciele mają także obiecaną 3% podwyżkę w przyszłym roku, ale to znacznie mniej niż oczekiwali. Nauczyciel początkowy zarabia niewiele więcej ponad najniższą krajową.
- Prawda jest taka, że jeżeli nauczyciele nie będą dobrze zarabiać to szkoła będzie generowała nie najlepszych w zawodzie, a przecież nie o to nam chodzi, dlatego, że edukacja jest kluczowa w procesie wychowywania całych społeczeństw - tłumaczy Katarzyna Włodkowska, polonistka znana jako Facetka od Polaka.
Rząd zrealizował zaledwie dwa postulaty związkowców. To nowelizacja karty nauczyciela i likwidacja tzw. godzin czarnkowych, czyli odgórnie narzuconego czasu na ewentualny kontakt z uczniami i ich rodzicami.
Przypomnijmy: Nauczyciele żądają 10% podwyżki od września. Chcą także m.in. uchwalenia obywatelskiego projektu noweli Karty Nauczyciela, zgodnie z którym wysokość wynagrodzenia powiązana zostałaby z wysokością przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce. Kolejną ogólnopolską manifestację Krajowa Sekcja Oświaty i Wychowania NSZZ Solidarność planuje już 13 września.
Komentarze