Niemiecki cios w polski transport

13.02.2015   Autor: Artur Maras
---

1 stycznia 2015 r. w Niemczech weszły w życie przepisy, narzucające płacę minimalną w wysokości 8,5 euro za godzinę. Przepis ten dotyczy głównie sektora transportu, w tym również polskich przewoźników.

Dotyczy on wszystkich pracowników w czasie ich zatrudnienia w Niemczech, niezależnie od tego, czy ich pracodawca ma swoją siedzibę w kraju czy za granicą. Według interpretacji Berlina ma to również zastosowanie w przypadku kierowców z firm transportowych spoza Niemiec. W praktyce każda firma transportowa, której samochód przejeżdżałby choćby tranzytem przez terytorium naszego sąsiada, musiałaby płacić swoim kierowcom odpowiednio wysokie stawki.

Wprowadzenie przepisów zdaniem posłanki Marii Janyski od razu spotkało się ze sprzeciwem ze strony rządu i parlamentarzystów. - Reakcja polskiego rządu była natychmiastowa. Zareagowali również parlamentarzyści. Premier Ewa Kopacz natychmiast skontaktowała się z Angelą Merkel i ustalono spotkanie ministrów Polski i Niemiec - mówi poseł Janyska.

Stronę polską w rozmowach reprezentowała minister Infrastruktury i Rozwoju Maria Wasiak. Rozmowy doprowadziły do zawieszenia prawa dotyczącego przewoźników w części dotyczącej przewozów tranzytowych. W przypadku operacji transportowych, które nie są tranzytem czyli przejazdy transgraniczne i kabotaż, prowadzone będą dalsze konsultacje. Pomysł Niemiec spotkał się również ze sprzeciwem większości krajów członkowskich, ze względu na ich sprzeczność z prawem unijnym.
Według aktualnych danych w województwie wielkopolskim istnieją 3.352 firmy transportowe, w których pracuje 22.500 kierowców. W naszym regionie z kolei znajduje się 250 firm transportowych, które dają zatrudnienie 2.300 osobom, w tym 1.700 kierowcom. Przewoźnicy czekają na decyzje, gdyż dla większości z nich wejście w życie niemieckich przepisów oznaczałaby upadłość.

Jak wylicza dyrektor sprzedaży w Międzynarodowej Giełdzie Transportowej SmartFrigo Bartłomiej Hering: - Wzrost stawki minimalnej do 8,5 euro oznacza wzrost kosztów zatrudnienia kierowcy o 50%. Przykładowo, jeżeli firma zatrudnia średnio 6 kierowców, byłby to wzrost w granicach 50 tys. zł netto, jeśli chodzi o wynagrodzenia miesięczne.

Zdaniem Heringa, żadna branża nie udźwignęłaby tak dużego wzrostu wynagrodzeń, a sam problem dotyczy nie tylko firm transportowych ale również innych przedsiębiorstw, ze względu na wzrost kosztów transportu. Są one zawsze częścią ceny produktu, po którego sięgamy w sklepie. Same firmy transportowe musiałyby obniżać koszty utrzymania lub zmienić swoje rynki docelowe.

Wcześniej poprawa infrastruktury i jednolity rynek Unii Europejskiej pozwoliły również pilskim firmom zbudować silną pozycję w międzynarodowych usługach przewozowych. Teraz nowa polityka Niemiec odbierana jest jako próbę celowej eliminacji tańszych przewoźników z Europy środkowo-wschodniej. Komisja Europejska na ustosunkowanie się do protestu ma czas do 18 lutego.

Przeczytaj więcej o: Niemcy, transport, przepisy,

Spodobał Ci się ten artykuł? Podziel się nim:

Komentarze
© Copyrights 2019 asta24.pl Agencja Interaktywna Sun Group