Czytelnik adoptował chorego kota. Schronisko nie pomogło w leczeniu

03.01.2020   Autor: Czytelnik asta24
2673---319
Pan Mateusz z Piły adoptował kota z pilskiego schroniska. Niestety nie były to dobre doświadczenia. W liście nadesłanym do redakcji opisał całą sytuację.

- 28.11.2019 roku wziąłem ze schroniska kota, który wg tamtejszej pani weterynarz miał problemy z górnymi drogami oddechowymi, ale niby nic zaraźliwego dla innych kotów. Specjalnie pytałem o to, bo mam w domu już jednego kota. Praktycznie od razu z kotem zacząłem chodzić do weterynarza i leczyć go na koci katar, bo to choroba zaraźliwa dla innych kotów. Cały miesiąc leczenia, wydawania pieniędzy...
Przez pierwszy tydzień leki pomagały, w drugim było już gorzej. Ostatni tydzień kot praktycznie stracił chęci do życia, nie miał ochoty na zabawę, stracił apetyt , nie jadł, strasznie schudł - tak że nie miał siły chodzić, a sierść stała się szorstka, sztywna i strasznie wychodziła. W końcu kolejna kontrola.

Badania krwi wykazały, że kot ma wirusa FIV , płyny w jamie brzusznej, żółtaczkę. Tylko się męczył nie było już dla niego żadnego ratunku. Można było jedynie skrócić mu życie, żeby się bardziej nie męczył, a to już kolejne koszty. Weterynarz poradził, aby zgłosić to do schroniska, bo po pierwsze może koszty eutanazji pokryją oni, bo już ze schroniska ten kot wyszedł chory i nie powinien być oddany do adopcji. Z drugiej strony, żeby ich poinformować, że taka sytuacja miała miejsce.

Zadzwoniłem z konformacją pani weterynarz i poprosiła żebym wysłał jej ten test. Po paru godzinach oddzwoniła i poinformowała, że bardzo jej przykro, ale nie są w stanie nic zrobić w tej sytuacji, bo kot u nich nie figuruje w systemie.

Pytanie tylko, skoro kot w schronisku przebywał od minimum maja 2017 roku, to ile zarażonych kotów zostało oddanych do adopcji, dlaczego trzymają kota z zaraźliwym wirusem dla innych kotów w jednej klatce, w jednym pomieszczeniu. Czy w tym momencie nie powinny zostać wstrzymane adopcje kotów ze względu na wirusa i czy ludzie którzy brali koty w ostatnim czasie dostaną jakąś informację. Wirus szybko wykryty można leczyć. Niestety, kot wzięty przeze mnie tyle szczęścia nie miał.

Mimo wydania tylu pieniędzy na leczenie, doszła kolejna kwota za eutanazję i utylizację, bo ze schroniska żadnej pomocy nie dostałem. Przykre jest to co się tam dzieje.

Jedynym plusem w całej sytuacji jest to, że Bazyl chociaż przez miesiąc zaznał ciepła w domu i dużo miłości wokół siebie, niestety już go nie ma.

Chciałbym sprawę nagłośnić, aby ludzie, którzy wzięli koty ze schroniska byli tego świadomi, a schronisko wzięło odpowiedzialność za badania tych kotów, bo nie są to male koszta
- kończy swój list pan Mateusz, czytelnik asta24.

A jakie są wasze doświadczenia z adopcją zwierząt?

fot. archiwum asta24

Spodobał Ci się ten artykuł? Podziel się nim:

Komentarze
© Copyrights 2019 asta24.pl Agencja Interaktywna Sun Group