Czy gospodarstwa rybackie "popłyną" na nowej ustawie?

---

50 zł zamiast 10 zł? Mowa o cenie za kilogram ryby, tyle właściciel stawu rybnego musiałby otrzymać w hurtowni, by po zapowiadanej zmianie przepisów utrzymać przy życiu swoje gospodarstwo. Ministerstwo Środowiska stworzyło projekt ustawy, który przewidywał pobieranie opłaty za wodę zużywaną w stawach. Koszty te dziesięciokrotnie przewyższyłby dochody rybaków.

Gospodarstwo rybackie Ziemowita Pirtania należy do średniej wielkości gospodarstw specjalizujących się w hodowli pstrąga. Jest w nim 17 stawów. W ciągu sekundy pobiera się tam półtora metra sześciennego wody. Projekt nowelizacji ustawy Prawo Wodne, nakłada na rybaków stawkę rzędu 84 groszy za metr sześcienny.

Co przy projekcie, który dotarł do nas z Ministerstwa Środowiska oznaczałoby opłaty rzędu 45 mln zł rocznie, co praktycznie dziesięciokrotnie przekracza roczne przychody - mówi Ziemowit Pirtań, właściciel gospodarstwa rybackiego.

A to oznacza natychmiastowe bankructwo nie tylko dlatego gospodarstwa, ale dla wszystkich.

Gospodarstwa nie mają żadnej szansy, żadne gospodarstwo, gdyż średnia 84 gr za metr sześcienny wody wynosi 8 400 z hektarowego stawu, całkowite koszty licząc średnią to jest 6 000, a płacimy przy dwumetrowej głębokości stawie ponad 16 tys. - dodaje Henryk Janicki, Polskie Towarzystwo Rybackie.

A warto nadmienić, że woda ta wraca do środowiska w takiej samej ilości, w jakiej została pobrana. Na dodatek, nie dość, że nie jest gorszej jakości, to jeszcze często jest czystsza niż w chwili poboru.

Woda pobierana ma często w jednym, dwóch parametrach gorsze wartości niż na odprowadzeniu. Zwykle dotyczy to azotu i fosforu. Nawet w takim przypadku jak stawiarstwo pstrągowe, mamy element oczyszczania - tłumaczy dr Eugeniusz Bogdan, ichtiolog i właściciel gospodarstwa rybackiego.

Zatem wygląda na to, że to gospodarstwa powinny pobierać opłaty za oczyszczanie wody, a nie odwrotnie. Hodowcy są wizją wprowadzenia w życie tego projektu przerażeni. Podają przykłady, na których najłatwiej się uczyć.

Węgrzy w 2001 roku wprowadzili opłaty za wodę dla hodowców ryb. Węgry, które wówczas były drugim producentem karpia w Europie, ścigając się o prymat z Polską, właściwie z dnia na dzień zlikwidowały hodowlę karpia - wyjaśnia Ziemowit Pirtań.

A to oznaczałoby nie tylko bankructwo hodowców, ale miałoby także dalsze konsekwencje. Ucierpieliby również wędkarze.

Nie mielibyśmy ryb na zarybienie, w związku z tym zostaną nam odebrane prawa do użytkowania wód. Podstawą użytkowania wód jest prowadzenie racjonalnej gospodarki - Lidia Pirtań, okręg nadnotecki Polskiego Związku Wędkarskiego.

Oznacza to tyle, że koła wędkarskie muszą zarybiać zbiorniki wodne, na których łowią wędkarze. W związku z tymi planami Ministerstwa Środowiska, rybacy podjęli akcję protestacyjną. A dziś spotkali się z wiceministrem Mariuszem Gajdą.

Udało się wypracować bardzo dobry kompromis polegający na tym, że właściciele stawów będą płacić tylko złotówkę kwartalnie za hektar stawu i to tylko w przypadku poboru podziemnego - informuje Jacek Krzemiński, rzecznik Ministerstwa Środowiska.

Mowa o studniach głębinowych, a większość gospodarstw wodę czerpie z rzek i strumieni. Z tych opłat zrezygnowano. Jeśli ministerstwo dotrzyma słowa, to rybacy zaprzestaną akcji protestacyjnych.

Spodobał Ci się ten artykuł? Podziel się nim:

Komentarze
© Copyrights 2019 asta24.pl Agencja Interaktywna Sun Group