Bioelektrownia kością niezgody

02.02.2020   Autor: Michał Kępiński
1199---783
Burmistrz i przedsiębiorca w jednym. Krzysztof Hara z Tuczna planuje wybudowanie bioelektrowni na terenie gminy, którą zarządza. Nie podoba się to mieszkańcom Marcinkowic, gdzie inwestycja miałaby powstać. 
 
Wszyscy boją się burmistrza, nie gadają ze sobą, boją się odezwać głośno...
 
Twierdzi radny z Tuczna. Konflikt między mieszkańcami Marcinkowic, a burmistrzem Tuczna rozpoczął się w ubiegłym roku. Kością niezgody stała się bioelektrownia. Ma stanąć w Marcinkowicach, a inwestorem jest spółka, w której udziały ma matka burmistrza. Lokalna społeczność powiedziała "Nie". Były protesty. Mieszkańcy złożyli odwołanie od decyzji o warunkach zabudowy. Krzysztof Hara miał na to zareagować ostro.
 
- On sobie pozwalał na epitety w kierunku naszym, że jesteśmy niewykształconą hołotą, bo jesteśmy z Marcinkowic ze szkoły, że jesteśmy osłami..
 
Na słowach się nie skończyło. Zdaniem mieszkańców Marcinkowic od tego czasu burmistrz w każdej możliwej sprawie robi im pod górkę.

-Trudno mi jest powiedzieć co pan burmistrz myśli, a my po prostu odbieramy to w taki sposób, prosty. Czyli, protestowaliśmy jako mieszkańcy i trochę czujemy się tak, że jest to jakby forma takiego prztyczka, czy zemsty, zwał jak zwał - mówi Joanna Kluska, sołtys Marcinkowic.
 
Przykład? Przekształcenie Szkoły Podstawowej w Marcinkowicach. Burmistrz chciał przenieść klasy 4-8 do Tuczna, a w Marcinkowicach zostawić tylko oddział przedszkolny i trzy pierwsze roczniki.
 
Mieliśmy wszystko zatwierdzone, nie było żadnych informacji na temat tego, że są jakiekolwiek plany. Powiem, że ta informacja spadła na nas jak grom z jasnego nieba, że nagle pojawił się projekt uchwały, nagle jest propozycja przekształcenia szkoły - twierdzi Alicja Wdowińska, dyrektor Szkoły Podstawowej w Marcinkowicach.
 
Gdy ten pomysł nie wypalił, Krzysztof Hara podjął decyzję o wymianie zamków w świetlicy wiejskiej w Marcinkowicach. Mieszkańcy przez miesiąc nie mogli z niej korzystać. To przelało czarę goryczy. Chcą referendum za odwołaniem burmistrza.
 
To jest po prostu człowiek o przerośniętych ambicjach, który uważa, że ta gmina jest jego, wszyscy mają być podporządkowani jemu, wszystkie jego pomysły są najlepsze i żadne inne nie będą realizowane. Nawet najlepsze pomysły są lekceważone, nie są wspierane w żaden sposób, a mam wrażenie, że nawet stawia im się tamę i zaporę - zaznacza Marek Gajzler, radny Rady Miejskiej w Tucznie.
 
Krzysztof Hara jednak referendum się nie boi.
 
- Dzisiaj spróbować zrobić referendum przez bioelektrownie prywatnego podmiotu gospodarstwa rolnego to nawet nie jest śmieszne, to jest żałosne...
 
I dodaje, że wszystkie zarzuty mieszkańców Marcinkowic są podyktowane tylko i wyłącznie próbą zdyskredytowania jego osoby.
 
Zawsze jest osoba, która chce wykorzystać sytuacje do swojego celu prywatnego. Dzisiaj jest to radny Marek Gajzler, który szuka we wszystkim nieprawidłowości, albo stara się wykazać, że działa się nieprawnie - mówi Krzysztof Hara, burmistrz Tuczna.
 
W przypadku tej bioelektrowni toczy się postępowanie administracyjne w Urzędzie Gminy i Miasta Mirosławiec.
 
Jeżeli mam wszystkie postanowienia pozytywne to na jakiej podstawie ja miałbym odmówić? Ja musiałbym znać przepisy prawa, które się sprzeciwiają tej inwestycji, a nie ma takiego przepisu prawa, bo ani RDOŚ, ani Sanepid, ani starosta, ani melioracja, ani zarządca drogi nie wskazał mi jakiegokolwiek problemu przy tej inwestycji - informuje Dariusz Bartosik, zastępca burmistrza Mirosławca.
 
Mieszkańcy jednak po raz drugi odwołali się od decyzji wydanej przez urzędników z Mirosławca. Teraz sprawą budowy bioelektrowni ponownie zajmie się Samorządowe Kolegium Odwoławcze w Koszalinie.

Spodobał Ci się ten artykuł? Podziel się nim:

Komentarze
© Copyrights 2019 asta24.pl Agencja Interaktywna Sun Group