- Wszyscy boją się burmistrza, nie gadają ze sobą, boją się odezwać głośno...
Twierdzi radny z Tuczna. Konflikt między mieszkańcami Marcinkowic, a burmistrzem Tuczna rozpoczął się w ubiegłym roku. Kością niezgody stała się bioelektrownia. Ma stanąć w Marcinkowicach, a inwestorem jest spółka, w której udziały ma matka burmistrza. Lokalna społeczność powiedziała "Nie". Były protesty. Mieszkańcy złożyli odwołanie od decyzji o warunkach zabudowy. Krzysztof Hara miał na to zareagować ostro.
- On sobie pozwalał na epitety w kierunku naszym, że jesteśmy niewykształconą hołotą, bo jesteśmy z Marcinkowic ze szkoły, że jesteśmy osłami..
Na słowach się nie skończyło. Zdaniem mieszkańców Marcinkowic od tego czasu burmistrz w każdej możliwej sprawie robi im pod górkę.
-Trudno mi jest powiedzieć co pan burmistrz myśli, a my po prostu odbieramy to w taki sposób, prosty. Czyli, protestowaliśmy jako mieszkańcy i trochę czujemy się tak, że jest to jakby forma takiego prztyczka, czy zemsty, zwał jak zwał - mówi Joanna Kluska, sołtys Marcinkowic.
Przykład? Przekształcenie Szkoły Podstawowej w Marcinkowicach. Burmistrz chciał przenieść klasy 4-8 do Tuczna, a w Marcinkowicach zostawić tylko oddział przedszkolny i trzy pierwsze roczniki.
- Mieliśmy wszystko zatwierdzone, nie było żadnych informacji na temat tego, że są jakiekolwiek plany. Powiem, że ta informacja spadła na nas jak grom z jasnego nieba, że nagle pojawił się projekt uchwały, nagle jest propozycja przekształcenia szkoły - twierdzi Alicja Wdowińska, dyrektor Szkoły Podstawowej w Marcinkowicach.
Gdy ten pomysł nie wypalił, Krzysztof Hara podjął decyzję o wymianie zamków w świetlicy wiejskiej w Marcinkowicach. Mieszkańcy przez miesiąc nie mogli z niej korzystać. To przelało czarę goryczy. Chcą referendum za odwołaniem burmistrza.
- To jest po prostu człowiek o przerośniętych ambicjach, który uważa, że ta gmina jest jego, wszyscy mają być podporządkowani jemu, wszystkie jego pomysły są najlepsze i żadne inne nie będą realizowane. Nawet najlepsze pomysły są lekceważone, nie są wspierane w żaden sposób, a mam wrażenie, że nawet stawia im się tamę i zaporę - zaznacza Marek Gajzler, radny Rady Miejskiej w Tucznie.
- Dzisiaj spróbować zrobić referendum przez bioelektrownie prywatnego podmiotu gospodarstwa rolnego to nawet nie jest śmieszne, to jest żałosne...
I dodaje, że wszystkie zarzuty mieszkańców Marcinkowic są podyktowane tylko i wyłącznie próbą zdyskredytowania jego osoby.
- Zawsze jest osoba, która chce wykorzystać sytuacje do swojego celu prywatnego. Dzisiaj jest to radny Marek Gajzler, który szuka we wszystkim nieprawidłowości, albo stara się wykazać, że działa się nieprawnie - mówi Krzysztof Hara, burmistrz Tuczna.
W przypadku tej bioelektrowni toczy się postępowanie administracyjne w Urzędzie Gminy i Miasta Mirosławiec.
- Jeżeli mam wszystkie postanowienia pozytywne to na jakiej podstawie ja miałbym odmówić? Ja musiałbym znać przepisy prawa, które się sprzeciwiają tej inwestycji, a nie ma takiego przepisu prawa, bo ani RDOŚ, ani Sanepid, ani starosta, ani melioracja, ani zarządca drogi nie wskazał mi jakiegokolwiek problemu przy tej inwestycji - informuje Dariusz Bartosik, zastępca burmistrza Mirosławca.
Mieszkańcy jednak po raz drugi odwołali się od decyzji wydanej przez urzędników z Mirosławca. Teraz sprawą budowy bioelektrowni ponownie zajmie się Samorządowe Kolegium Odwoławcze w Koszalinie.