Budowa drogi ekspresowej S11 w Wielkopolsce stała się poligonem walki politycznej. Wieloletnie opóźnienia proceduralne, zwłaszcza na kluczowych odcinkach wokół Piły, budzą frustrację mieszkańców, a politycy PiS i Koalicji Obywatelskiej przerzucają się odpowiedzialnością za zastoje.
Posłowie opozycji uderzają w obecny rząd, wskazując na lekceważenie inwestycji i przewlekłość w Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska jako główną przyczynę blokady. Twierdzą, że brak koordynacji administracyjnej uniemożliwia realizację kluczowych projektów.
- Rząd Donalda Tuska lekceważy sprawę budowy drogi S11. Lekceważy mieszkańców Piły i całej Wielkopolski. Notujemy dramatyczne opóźnienia w harmonogramie budowy drogi S11 na całym wielkopolskim odcinku. Szczególnie dotyczy to odcinków leżących wokół Piły - twierdzi Bartłomiej Wróblewski, poseł Prawa i Sprawiedliwości.
Politycy koalicji rządzącej stanowczo odpierają te zarzuty. Ich zdaniem, opóźnienia są konsekwencją zaniedbań i wadliwego przygotowania dokumentacji przez poprzednią ekipę, która przez lata albo nie działała, albo realizowała projekty w pośpiechu, bez wymaganych uzgodnień środowiskowych.
- Absurdem jest, że w tej chwili ktoś nie chce budować. Mieli naprawdę wiele lat, żeby przygotować dokumentację. W większości nic nie zrobili, a z drugiej strony robili na rympał. To znaczy robili projekty, które nie uzgadniali środowiskowo - uważa Piotr Głowski, poseł Koalicji Obywatelskiej.
Niezależnie od tego, która strona ma rację, fakty pozostają te same: kluczowe dla regionu odcinki S11 utknęły w biurokratycznej machinie. Na północ od Obornik, gdzie brakuje decyzji środowiskowych i toczą się spory o przebieg trasy, realne prace budowlane to wciąż perspektywa wielu lat.
Komentarze