Euro okiem pilanina: życie dziennikarza we Francji

21.06.2016   Autor: Mateusz Ryczek
---

Nie ma się czym chwalić, ale, podobnie jak Przemek Rudzki, prawie w ogóle nie oglądam EURO. Mój znajomy dziennikarz pisał o tym w jednym z ostatnich felietonów w Przeglądzie Sportowym. Jest to pierwszy turniej piłkarski od dawna, którego nie oglądam.

***

Do tej pory w telewizji obejrzałem tylko cztery mecze. I to i tak nie od deski do deski. W większości przypadków po prostu patrzę na wyniki spotkań. Nie obejrzałem nawet wszystkich bramek i skrótów. Zupełnie inna sytuacja niż cztery lata temu, kiedy siedziałem od rana do wieczora i oglądałem wszystkie mecze mistrzostw Europy, włącznie z analizami ekspertów, wywiadami i opiniami.

Bardzo cieszę się, że na tym EURO jest więcej drużyn. Dwadzieścia cztery ekipy to bardziej optymalna liczba. Jednak z drugiej strony to lekka przesada. Pięćdziesiąt jeden meczów to ogromna dawka, nawet dla futbolowych maniaków. Tylu spotkań po prostu nie da się obejrzeć. Trzy mecze dziennie z tymi wszystkimi analizami i gadającymi głowami w studiach telewizyjnych?

Dlaczego nie oglądam tych spotkań? Z kilku powodów. Po pierwsze, piszę dla Was codziennie felietony. Po drugie, żeby coś napisać, muszę coś zobaczyć. Wyjść na świeże powietrze, porobić kilka zdjęć. Po trzecie, bywają problemy z dostępnością kanałów sportowych i internetu. No i po czwarte, te pioruńskie odległości pomiędzy miastami, w których rozgrywane są mecze.

Właśnie patrzę na terminarz mistrzostw i oczom nie wierzę. Dopiero teraz zauważyłem, że nie ma grupy, w której odbyłyby się dwa mecze na jednym obiekcie. Sześć spotkań i sześć różnych stadionów. Pół biedy jeszcze by było, gdyby te odległości były małe i byłoby to zrobione z głową. Ale niestety nie jest. Wystarczy jedynie spojrzeć na nasz harmonogram. Najpierw Nicea, potem oddalone o jakieś dziewięćset kilometrów Saint-Denis, by skończyć w Marsylii... oddalonej od Nicei o około sto pięćdziesiąt kilometrów. Czy to nie jest szaleństwo? W Polsce i na Ukrainie wszystko było uporządkowane. Wiadomo było, że jedna grupa gra wszystkie mecze w dwóch miastach, na przykład w Warszawie i Wrocławiu, a nie jest rzucana po obu krajach.

W ogóle mam wrażenie, że te mistrzostwa są bardzo Francji nie na rękę. Pomijając kwestie strajków, warto zwrócić uwagę na autostrady, które nie są najwyższej jakości, czy choćby słabe oznakowanie. Ostatnio byliśmy przejazdem w Bordeaux. Chcieliśmy znaleźć stadion. Zajęło nam to dobrą godzinę. W Polsce co chwilę był znak prowadzący na stadion, strefę kibica. Nie dało się zapomnieć o tym, że właśnie odbywa się tak wielka impreza. Tutaj jest inaczej.

Są też problemy z korkami. Na przykład Mateusz Borek pisał dla Przeglądu Sportowego, że nie dość, iż na mecz jechał trzy godziny, to jeszcze nie wpuszczono go na parking dla mediów. A samoloty ciągle są odwoływane, loty przekładane na inne terminy. To z kolei pisał Przemek Rudzki. Obaj też zauważają, że znajomość angielskiego miejscowych stewardów, policjantów i wolontariuszy, jest niemal zerowa. Zatem życie dziennikarza nie jest takie łatwe. Nie ma się co dziwić, że dziennikarze Przeglądu Sportowego, mający swoje własne zgrupowanie w La Baule, w ogóle nie oglądają meczów. Tym bardziej, jeżeli śpią czasami, tak jak ostatnio pisał Przemek Rudzki, jedną lub dwie godziny dziennie.

Już tych meczów my, dziennikarze, niestety nie odrobimy. Nie ma sensu oglądać potem powtórek z mistrzostw, bo nie ma w tym nic emocjonującego. Mam jednak nadzieję, że fazę pucharową uda mi się, jak i moim kolegom po fachu, w całości obejrzeć.

Mój przewidywalny skład na mecz z Ukrainą:

Fabiański - Cionek, Glik, Pazdan, Jędrzejczyk - Krychowiak, Zieliński, Błaszczykowski, Kapustka - Milik, Lewandowski

A to kilka zdjęć z dalszej podróży do Marsylii:

Spodobał Ci się ten artykuł? Podziel się nim:

Komentarze
© Copyrights 2019 asta24.pl Agencja Interaktywna Sun Group