Czy źle się dzieje w pilskim schronisku dla zwierząt?

27.07.2016   Autor: Redakcja
---

Od kilku tygodni wrze na linii władze schroniska dla zwierząt – wolontariusze. Pojawiające się zarzuty są poważne, bo dotyczą złych warunków, czy braku opieki nad zwierzętami. Miłośnicy czworonogów alarmują - w Leszkowie jest coraz gorzej, a właściciel nie pozwala pomóc. Czy w schronisku rzeczywiście źle się dzieje?

Okropna karma, złe traktowanie i fatalne warunki bytowe – lista zarzutów wolontariuszy wobec pracowników schroniska jest znacznie dłuższa. Konflikt trwa od dłuższego czasu, a jego eskalacja nastąpiła w ostatnich tygodniach.

- Psy są zaniedbane, wychudzone, biegają po nich pasożyty. Nie są w żaden sposób nadzorowane pod kątem stanu psychofizycznego, więc trudno tutaj mówić, by to schronisko dobrze funkcjonowało - twierdzi Sylwia Dulkiewicz, wolontariuszka w schronisku.

Zarzuty te odpiera właściciel schroniska, który uważa, że nie dzieje się nic złego, a problemem większym od warunków bytowych są konflikty między ludźmi, przez które zwierzęta zostały w zapomnieniu.

Przy ilości 500 psów, myślę, że zdarzają się takie przypadki. Jest to jednak margines i są to przypadki, które są do nas zgłaszane sporadycznie i od pewnego czasu tendencyjnie - odpiera zarzuty Zenon Jażdżewski, właściciel schroniska.

Wolontariusze alarmują, że nie są w schronisku mile widziani, a podczas każdej wizyty czują się jak intruzi, a przecież swoją pracą mogliby wiele zmienić.

- Zostałyśmy przeszkolone przez panią zoopsycholog i behawiorystkę, także uważam, że jesteśmy pełnoprawnymi wolontariuszami. Wiemy jak pracować z psami, jak się zajmować i jak pracować, by nie przeszkadzać pracownikom schroniska - twierdzi Agnieszka Sobolewska, wolontariuszka w schronisku.

A tych jak informują wolontariusze brakuje. Szczególnie widoczny jest brak całodobowej opieki wysoko wykwalifikowanego personelu weterynaryjnego - twierdzą. Z tymi zarzutami właściciel schroniska również się nie zgadza i tłumaczy: - Na terenie schroniska jest pięciu techników weterynarii i w moim przekonaniu jakoś sobie radzimy. Radzimy sobie na tyle, że moim zdaniem to nie jest problem - dodaje Zenon Jażdżewski.

Problem jednak jest, bo w myśl przepisów prawa zabiegi na zwierzętach mogą wykonywać tylko lekarze weterynarii, a tych jak donoszą wolontariusze, fizycznie w schronisku brak, co może tłumaczyć dlaczego jeden z adoptowanych psów był na skraju wycieńczenia.

- Pies jest w stanie opłakanym. Jest psem wycieńczonym, psem który nie ma kompletnie radości z życia. Wydawałoby się, że takie miejsce jak schronisko powinno przynajmniej minimalnie spełniać te wymogi dobrostanu, powinno być dla bezdomnego psa taką ostoją i drugim domem, a w tym przypadku absolutnie nie jest - oburza się Sylwia Dulkiewicz.

Krytyczne głosy dotyczące funkcjonowania schroniska trafiły także do prezydenta Piły - Piotra Głowskiego. Ten podjął decyzję o zweryfikowaniu tych doniesień i przeprowadzeniu kontroli, bo to w końcu gmina Piła co roku na rzecz schroniska przekazuje z budżetu prawie 600 tysięcy złotych.

- To całe zamieszanie tak naprawdę nie służy zwierzętom. Może nawet się zakończyć czymś, co będzie najgorsze, to znaczy, że właściciel schroniska zabroni wolontariuszom wstępu - twierdzi Piotr Głowski, prezydent Piły.

Słowa prezydenta stały się prorocze. Kilka dni po konferencji zwołanej właśnie przez Piotra Głowskiego na temat przeprowadzonej tam kontroli, właściciel schroniska podjął decyzję, że wolontariat działający przy fundacji Daj Szansę w Pile został zamknięty do odwołania. Efekt więc jest taki, że na tym konflikcie znów najbardziej ucierpią bezbronne zwierzęta.

Spodobał Ci się ten artykuł? Podziel się nim:

Komentarze
© Copyrights 2019 asta24.pl Agencja Interaktywna Sun Group