Zawał, omdlenia - półmaraton z gorszej strony

---

Około 40 interwencji. Odwodnienia, omdlenia, a nawet zawał – choć bilans wydaje się bardzo kiepski, to w porównaniu z innymi imprezami organizowanymi na tę skalę, podczas 24. Półmaratonu Philipsa nikt poważniej nie ucierpiał. Zawody były bardzo dobrze zabezpieczone od strony medycznej, a w większości przypadków to sami zawodnicy przyczynili się do stanu, w jakim się znaleźli.

Worek ambu, defibrylator, kardiomonitor oraz wykwalifikowana załoga karetki – tylko tyle, albo aż tyle potrzeba, żeby uratować ludzkie życie. Życie, które zagrożone jest ze zdwojoną siłą podczas ekstremalnego wysiłku fizycznego. Do takiego bezwzględnie należy półmaraton.

- Obserwuję też inne biegi i wszędzie jest podobnie. Jest zabezpieczenie medyczne, ale też się takie przypadki zdarzają, że człowiek umiera. We Wrocławiu dwa lata temu dwieście osób odwieziono do szpitala - mówi Henryk Paskal, organizator 24. Półmaratonu Philipsa.

Pilską imprezę zabezpieczało 6 karetek, 2 punkty medyczne i 32 wykwalifikowane osoby – zawodowi ratownicy medyczni i wolontariusze – studenci ratownictwa, czyli obsada dużo większa, niż to wynika z ustawy o organizacji imprez masowych, bo według niej wystarczyłyby jedna karetka. O zwiększenie zabezpieczenia wnosili sami ratownicy.

- My nie należymy do tych ludzi, którzy chcą mieć czyste ręce, tylko chcemy mieć czyste sumienie, bo po to zostałem ratownikiem, żeby ludzi ratować, a nie patrzeć na to, co mówi ustawa. Ustawa jest bzdurnie napisana. Ktoś, kto ją tworzył nie miał pojęcia on zabezpieczeniu imprez masowych. My na to się nigdy nie zgodzimy, gdy będziemy zabezpieczać imprezy masowe - mówi Damian Garlicki, specjalista medycyny ratunkowej.

Podczas 24. Półmaratonu Philipsa ratownicy interweniowali około 40 razy. Jedną z osób, której pomogli był blisko 70-letni maratończyk z Poznania, który zasłabł 100 m przed metą.

- Każdy zawał mięśnia sercowego ten mięsień uszkadza. To, że ten człowiek żyje, to… duże szczęście – mówi lek. med. Krzysztof Karpiński, ordynator oddziału kardiologii szpitala Specjalistycznego w Pile.

A temu szczęściu pomógł między innymi pan Marcel, student II roku ratownictwa pilskiej PWSZ, który był w punkcie medycznym.

- Dobiegliśmy do poszkodowanego, sprawdziliśmy jego przytomność, oddech oraz tętno, nie wyczuliśmy nic i przystąpiliśmy do reanimacji - mówi Marcel Szarajew.

Tyle szczęścia nie miał triatlonista, który w sierpniu zmarł po tym, jak zasłabł jadąc na rowerze. Wówczas pojawiły się głosy, że do śmierci 27-latka przyczyniło się niekompletne wyposażenie karetek.

- Zabezpieczyliśmy dokumentację dotyczącą wyposażenia karetek. Dotychczasowe śledztwo nie wykazało, aby wystąpiły w tym zakresie jakieś nieprawidłowości - mówi Maria Wierzejewska-Raczyńska, prokurator rejonowy w Pile.

Choć szybka i sprawna pomoc zadecydowała o uratowaniu życia maratończykowi, który doznał zawału, każdy startujący w takich zawodach powinien pamiętać, że żadna ilość karetek nie pomoże, gdy oni samo nie zadbają o odpowiednie przygotowanie – badania lekarskie oraz nawodnienie organizmu.

Spodobał Ci się ten artykuł? Podziel się nim:

Komentarze
© Copyrights 2019 asta24.pl Agencja Interaktywna Sun Group